Pokaz przedpremierowy Nienawidzę Ludzi #1 miał miejsce w piątek na koncercie Iron to Gold, Calm the Fire i Violent Action. Jakieś 60 sprzedanych i przekazanych dalej egzemplarzy oraz ładna pizda nad okiem (pzdr Broda :) to bilans tej sympatycznej imprezy.
W sobotę ogarnięcie małej sali w budynku gdańskiej Biblioteki i moja, nazwijmy to, prelekcja na sam początek. Nie było chyba tragicznie, ale mogło być lepiej. Pozapominałem o masie rzeczy, przygotowałem mało grafik i w ogóle. Pogadałem trochę o tym jak to odchodzi się od robienia zinów, po czym poszedłem na piętro i zakupiłem ich kilka. Poza tym prelekcje, spotkania, gigantyczna kolejka po autografy. Szymon sympatycznym człowiekiem jest. Głupio mi było podbijać z dwiema Bibliami i Garścią Posoki, ale myślę że zostałem przebity przez część groupies i handlarzy :)
Wydarzeniem imprezy dla mnie nie był żaden Bisley tylko La Masakra rozdana przez redakcję Bicepsa na spotkaniu z nimi. Nie ma jej na zdjęciu, bo zostawiłem w pracy (oburzone zawartością koleżanki poprosiły, żebym jeszcze nie zabierał komiksu do domu). Nie znałem wcześniej dokonań Maxa Atlanty. Chylę czoła. Ten zeszyt (i kilka kupionych od Ojca Rene) sprawia, że patrzę na moje komiksy jak na historyjki dla dzieci.
Bankiet pierwsza klasa ("Nigdy nie byłeś na bankiecie?" - no jakoś nie za często mi się zdarza...).
Drugi dzień zapamiętam przede wszystkim dzięki ciekawej dyskusji o onomatopejach poprowadzonej przez Grzegorza Janusza. W czasie prelekcji o ekwiwalencji (Jezu...) Wojciecha Birka przypomniały mi się zajęcia z teorii literatury (tak, studiowałem polonistykę kurwa mać). Szkoda, że wtedy nikt nie używał komiksów jako przykładów bo może bym coś kumał.
Było bardzo sympatycznie, pozdrawiam starych i nowych znajomych. Do zobaczenia u was w mieście.
Nienawidzę Ludzi #1 zostało chyba miło przyjęte. Przepraszam pewnego kolekcjonera za zamieszanie spowodowane różnokolorowymi nadrukami na kopertach. Nie wiem ile jakich wykonałem, to dzieło przypadku. Następnym razem tego dopilnuję i wykorzystam w odpowiedni sposób (zaciera ręce śmiejąc się złowieszczo).
Zin jest do kupienia w sklepie Gildii (to dla normalsów) i u mnie osobiście np. na koncertach na których się pojawiam lub gram (zespół nazywa się Collina i nie nadawałby się raczej na inter-party). Dystrybucja wysyłkowa ruszy kiedy będzie więcej tytułów (mam taką nadzieję).
CHYBA, że ktoś chce kupić większą ilość. Wtedy jestem gotowy się przejść do siedziby jednej z najbardziej kurewskich firm na tej planecie. Zostało jakieś 80 sztuk.
Przygotowuję się do drugiego numeru, który prawdopodobnie wyjdzie na MFKiG w Łodzi (jadę tam od 4 lat i nie mogę dotrzeć). Lepsze to niż uczestnictwo w konkursie, w którym i tak gówno osiągnę. Poza tym rozpoczynam prace nad mini-serią mini-komiksów o pewnym piracie. Każde wydawnictwo będzie miało coś odróżniającego go od reszty (w przypadku debiutu była to koperta z nadrukiem). Szczegóły wkrótce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz